Cd. rozdziału I
Ruszam z Patrickiem w kierunku parkingu podziemnego , przynależnego do naszego bloku.
Ruszam z Patrickiem w kierunku parkingu podziemnego , przynależnego do naszego bloku.
Moje myśli są rozbiegane, krążą w koło mężczyzny którego
przed chwilą poznałam. Jeżeli dwuminutową rozmowę można nazwać poznaniem.
Staram się myśleć racjonalnie i wymazać obraz przystojniaka z pamięci.
Powtarzam sobie w myślach jacy mężczyźni są egocentryczni.
Nie dostrzegają nic więcej niż czubek własnego nosa i myślą
innymi częściami ciała niż piękniejsza część populacji. Ojciec Patricka bardzo
mnie zranił. Poznaliśmy się w domu dziecka, latały za nim co odważniejsze
dziewczyny, a mniej śmiałe wzdychała do niego w ukryciu. Byłam w siódmym niebie
jak poznałam Doroti, która wkręciła mnie w towarzystwo Dereka. Byliśmy
postrachem domu dziecka. Młodsi musieli Derekowi płacić haracze, żeby ten dał
im spokój, a starsi albo byli z nami albo byli wyśmiewani i poniżani.
Cieszyła mnie to że należę do mocniejszych, zawsze to lepiej
być na górze i gnębić słabszych, niż być słabszym i być gnębionym. Wtedy
tak myślałam, teraz mój tok myślenia jest nieco inny, jednak i tak uważam, że
nie warto pozwolić sobie na obelgi od ludzi. Trzeba mieć niewyparzoną gębę, jak
to wiele razy słyszałam o sobie. Ludzie nie kierują się uczuciami, każdym
kieruje tylko chęć żądzy.
Jak mam pozytywnie myśleć o facetach skoro napotykałam na
swojej drodze samych złych. Jeden o mały włos mnie nie zatłukł na śmierć, za to
odebrał mi matkę i tym samym skazał moje życie na przegraną. A drugi
wykorzystał mnie, zrobił mi dziecko i zapadł się pod ziemie. Staram się mojego
syna wychować tak aby nigdy nie zachowywał się jak dupek ale czy mi się uda?
Może mężczyzna ma w genach zapisane bycie skurwielem?
Mam nadzieję, że tak nie jest, a mój syn założy rodzinę i
będzie dumnym tatą. Takim jaki był mój ojciec przynajmniej takiego jakiego go
pamiętam, a pamiętam niewiele.
-Mamo możemy już jechać?- Pyta rozbawiony Patrick.
Nawet nie dostrzegłam, że bujam w obłokach. Siedzimy w aucie
na parkingu, a ja nawet go nie odpaliłam.
Oczywiście zanim odpalę muszę kilka razy pokręcić, a moja
strudzona życiem półciężarówka,
warczy jak rozgniewany tygrys. Za trzecim razem w końcu
udaje mi się ją uruchomić i wyjeżdżamy z parkingu. W drodze do sklepu
towarzyszy nam tylko muzyka płynąca z radia.
Właśnie leci mój ulubiony kawałek Nirvany.
Podjeżdżamy pod market i wychodzimy z auta. Zakupy mijają
nam w radosnej atmosferze.
Po kupieniu wszystkiego z listy, idziemy na lody do naszej
ulubionej kawiarenki.
Oczywiście w tak upalny dzień jak dziś lokal jest
przepełniony.
Zamawiamy duże lody z bitą śmietana i siadamy w kącie.
Zamawiamy duże lody z bitą śmietana i siadamy w kącie.
-mamo, masz wąsy z bitej śmietany. - Oznajmia mój syn.
Wycieram serwetką usta, a mój wzrok skupia się na
dziewczynie w drugim kącie pomieszczenia. Jest młoda może ma 18lat może nawet
nie, wydaje się być smutna. Jej ubranie nie należy do ostatnich krzyków mody i
choć nigdy nie oceniam ludzi po stroju teraz nie da się tego punktu ominąć.
Patrząc na tą dziewczynę widzę siebie z przed lat. Atrakcyjna nastolatka wyniszczana
przez los. Do lokalu wchodzi wysoki brunet, prawe ramie ma pokryte wielkim
tatuażem w kształcie smoka. Wygląda na kogoś z ciemnych kręgów, nie żeby tatuaż
naprowadził mnie na takie myśli, sama mam kilka i nie widzę w tym nic złego.
Jednak w tym mężczyźnie wszystko krzyczy "jestem pan i władca! Bójcie się".
Facet podchodzi do nastolatki i wręczy wyszarpuje ją z
lokalu. Kłócą się przed budynkiem, w końcu dupek popycha dziewczynę i odchodzi.
Jak już udaje mi otrząsnąć z tego co przed chwilą zobaczyłam, zostawiam
Patricka z lodami i wychodzę.
Podchodzę do dziewczyny, widzę że płacze. W tym momencie
jeszcze bardziej dostrzegam w niej siebie, te same zagubione oczy, przekrwione
od płaczu. Zawsze myślałam sobie, że gdyby ktoś w porę zareagował nie
stoczyłabym się aż tak bardzo w wieku zaledwie 14lat.
-Wszystko w porządku?- Pytam, choć widzę, że tak nie jest.
-Jestem Victoria, może potrzebujesz pomocy chętnie Ci jej
udzielę. -dziewczyna wpatruje się w mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami.
Porusza głową na znak protestu, nie potrzebuje pomocy. Ta jasne!
-Uwierz mi wiem, twoje życie nie musi tak wyglądać
wystarczy, że weźmiesz się w garść i pokażesz, że ty też jesteś coś
warta.-staram się ją przekonać. Wiem jednak, że gdy jest się zbuntowanym
nastolatkiem słowa innych uderzają w ciebie jak w mur rozsypują się na drobne
kawałki i nie trafiają do umysłu.
-Co ty możesz i wiedzieć o życiu kobieto?! Ludzie dzielą się
na kategorie, lepszych, gorszych i najgorszych. Ja należę do tej ostatniej
kategorii. Dla mnie już nie ma życia.- mówi po czym wstaje i odchodzi. Patrzę
jak skręca w alejkę i znika. Dlaczego młodym zagubionym jest tak trudno
zrozumieć, że dla nich też jest szansa na przeskoczenie szczebla w hierarchii.
Wracam do kawiarenki, moje lody już dawno zniknęły z
pucharka.
-mamo zjadłem twoje lody nie mogły się roztopić prawda? -
oznajmia Patrick.
-Jasne synu, na zdrowie niech Ci idą.- odpowiadam z
uśmiechem.
Wychodzimy z budynku i podążamy w stronę samochodu.
-Mamo co to była za pani?
-Zagubiona duszyczka synu. Co powiesz żebyśmy poszli na plac
zabaw po obiedzie?- usiłuję zmienić temat co skutecznie mi się udaje Patrick
potakuje radośnie i nie pyta już o incydent przed kawiarnią. Co bym mu miała
powiedzieć? Sama nie wiem kim była ta dziewczyna, wiem że potrzebuje pomocy ale
takich jak ona jest tysiące. Dopóki taka osoba sama nie zrozumie, że może coś
zmienić nikt nie jest w stanie jej pomóc.
Sama taka byłam. Zmiażdżona przez całe zło świata, gdyby nie
ciąża i szybka szkoła życia sama nie wiem jak bym skończyła. Czasami się
zastanawiam jak wyglądałoby moje życie bez Patricka, może bym zdobyła lepsze
wykształcenie, lepiej płatną prace, wszystko było by po kolei, mąż, dom,
dziecko. Zawsze w momentach takich rozmyślań, uświadamiam sobie, że bez mojego
syna byłabym nikim. Wyszłabym z poprawczaka i obracała się nadal w takich
samych kręgach jak przedtem. Może skończyłabym w toalecie na dworcu z
strzykawką wbitą w przegub ręki? A może skończyłabym jako dziwka w jednym z
burdeli? Na pewno nie byłabym ustatkowanym człowiekiem. Dopiero ciąża i ogrom
odpowiedzialności wywołał we mnie instynkty człowieczeństwa. Nawet palenie
rzuciłam. No może nie od razu rzuciłam, bo trochę mi zajęło zanim
oprzytomniałam. Nie zadziało się to automatycznie, dwie kreski na teście równa
się nowa ja. Nie to trwało znacznie dłużej, dopiero rozmowa z psychologiem
uświadomiła mi jaka odpowiedzialność teraz na mnie ciąży.
Wszytko potem toczyła się tak szybko, zanim uświadomiłam
sobie, że biorę na siebie życie niewinnej istoty byłam już przy końcówce ciąży.
Patrick mieszkał ze mną w poprawczaku przez rok, potem zostaliśmy przemeldowani
do domu samotnej matki. Tam ukończyłam szkołę, a w wieku osiemnastu lat
znalazłam prace w magazynie i mogłam opuścić ośrodek. Zamieszkaliśmy wtedy w
naszym obecnym mieszkaniu, a Anna od razu podała nam swą pomocną dłoń. Zastępowała
mi matkę, przyjaciółkę i wszystkie możliwie bliskie osoby.
W momencie gdy moje myśli ukierunkowały się na Annę, akurat
wjeżdżaliśmy do garażu.
Może powinnam do niej zajrzeć , zapytać jak się czuję? Jednak
szybko moje myśli zajął wnuczek Anny i perspektywa ponownego spotkania z nim
wydała mi się nieatrakcyjna.
W mojej głowię kłębiły się myśli, dlaczego wnuczek nie
odwiedzał swojej babci? Mieszkamy tu już dość długo, na pewno bym go dostrzegła.
Zresztą Anna nie wspominała, że ma wnuczka, bardzo mało mówiła o sobie. Na
nieszczęście jej syna poznałam kilka tygodni po tym jak się wprowadziłam. Anna
podała nam serce na dłoni. Jej syn natomiast uważał że powinna darować sobie
pomaganie takiemu degeneratowi jak ja. Chyba ten pan nigdy nie widział
degenerata. Ja nim na pewno nie była, przynajmniej
nie w tej chwili.
Wchodząc do budynku usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Może pomóc z zakupami?- to był wnuczek Anny, zaraz jak On
miał na imię?
-Dziękuję, poradzę sobie. Jak Anna?- zapytałam i poczułam jak jedna z toreb wysuwa mi się z uścisku.
-Dziękuję, poradzę sobie. Jak Anna?- zapytałam i poczułam jak jedna z toreb wysuwa mi się z uścisku.
-Ja może jednak, pomogę- powiedział biorąc ode mnie torbę.-
Z babcią już lepiej musi jednak zostać kilka dni na obserwacji miała stan
przedzawałowy.
-Dobrze że sytuacja opanowana, postaram się ja jutro
odwiedzić- odpowiedziałam choć na usta cisnęło mi się aby zapytać, dlaczego nie
odwiedza babci.
Reszta drogi do mieszkania upłynęła nam w niezręcznej ciszy.
Patrick kroczył obok najwyraźniej zmieszany sytuacją. Pożegnałam się z panem
bezimiennym, gdyż nadal nie potrafię sobie przypomnieć jego imienia,
podziękowałam za pomoc i weszłam do mieszkania.
Przez resztę dnia łapałam się na tym, że moje myśli krążą
wkoło pana bezimiennego i intryguje mnie, dlaczego nigdy wcześniej nie
spotkałam go u Anny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz